Halloweenowe skarpetki, czyli jak mitologia wkrada się do garderoby
Halloween zbliża się wielkimi krokami, a wraz z nim wszechobecne dynie, plastikowe pająki, sztuczne pajęczyny i oczywiście… upiorne skarpetki. Ale nie byle jakie! Skarpetki na Halloween to prawdziwy festiwal mrocznych motywów: od kościotrupów i duchów, przez czarne koty, aż po upiorne dynie i nietoperze. Wśród tego halloweenowego szaleństwa można też znaleźć wzory mniej oczywiste, takie jak… ghule. I tu zaczyna się ciekawa historia, bo choć na pierwszy rzut oka taki motyw może wydawać się kolejnym "strasznym stworkiem z bajki", ghul ma za sobą naprawdę długą, fascynującą i mroczną drogę. Pochodzi z arabskiego folkloru, a jego korzenie sięgają jeszcze czasów sprzed islamu. Ghul (lub ghoul, w zależności od transliteracji) to istota zamieszkująca odludzia, pustynie i cmentarze. W przeciwieństwie do europejskich duchów, które najczęściej po prostu straszą lub się błąkają, ghul jest drapieżnikiem – żywi się padliną, kośćmi, resztkami ludzkich ciał, a według niektórych opowieści – także podróżnikami, którzy mieli pecha zboczyć z właściwej drogi. To postać z pogranicza światów: trochę demon, trochę zombie, trochę zmiennokształtny potwór, który przybiera dowolną postać – nawet pięknej kobiety – by zwabić ofiarę. Beduińskie podania przestrzegały przed nim niczym przed personifikacją śmierci czy choroby – ukrytym niebezpieczeństwem czyhającym tam, gdzie kończy się świat znany i bezpieczny. Ghul był straszny nie tylko z powodu tego, co robił, ale też przez to, co symbolizował: zapomnienie, śmierć, rozkład, samotność. To archetyp lęku przed tym, co nienazwane i ukryte. Może właśnie dlatego, mimo upływu wieków, świetnie odnajduje się w estetyce Halloween – święta, które przecież nie boi się flirtować z tematami tabu.
Dlaczego ghul tak dobrze pasuje do Halloween?
Halloween, choć kojarzone przede wszystkim z amerykańską popkulturą, coraz częściej czerpie z różnych tradycji i mitologii, miksując je w jednym wielkim kotle strachu, zabawy i stylizacji. I w tym kotle ghul miesza wyjątkowo skutecznie. Choć pochodzi z Bliskiego Wschodu, jego charakterystyczne cechy – żerowanie na zwłokach, obecność w miejscach zapomnianych, mroczne moce – idealnie wpisują się w klimat tego święta. Tam, gdzie pojawiają się cmentarze, ruiny, opuszczone domy i zjawy, ghul czuje się jak u siebie. Na tle bardziej znanych halloweenowych bohaterów – jak wampiry, wilkołaki czy duchy – może wydawać się mniej rozpoznawalny, ale właśnie dzięki temu ma w sobie coś świeżego i tajemniczego. Niepokój, jaki wywołuje, nie wynika tylko z jego wyglądu czy upiornych zwyczajów. Ghul jest również metaforą: pokazuje, że to, co najstraszniejsze, może czaić się tuż obok, pod znaną twarzą, w pięknym uśmiechu, w miejscach, które wydają się bezpieczne. Przypomina, że lęk przed śmiercią czy rozkładem to coś głęboko zakorzenionego w naszej kulturze, nawet jeśli często staramy się go przykryć ironią, cukierkami i przebraniami. Ghul to figura pogranicza – między życiem a śmiercią, między światem ludzi a światem demonów. I być może właśnie dlatego, paradoksalnie, doskonale sprawdza się… na skarpetkach. Trochę z przymrużeniem oka, trochę na serio – jako modowy akcent i zarazem przypomnienie, że Halloween to nie tylko zabawa, ale też gra z tym, co nas niepokoi. Skarpetki z ghulami stają się więc nie tylko elementem stylizacji, ale i opowieścią – małą historią o tym, jak pradawne lęki przenikają do współczesnej kultury. Kto wie, może kiedy następnym razem sięgniesz po parę z tajemniczym wzorem, pomyślisz nie tylko o stylu, ale i o tym, skąd naprawdę wzięły się te mroczne cienie.